środa, 30 września 2009

"Puszczanie latawca"


Mistrzu, od kiedy opuściłem ciebie i klasztor, nie jestem w stanie przezwyciężyć kłopotów – żalił się uczeń. Wydaje mi się, że we wszystkim mam pod górkę. Wszystko przychodzi mi dużo trudniej niż innym. Cały czas pod wiatr, a ten wiatr na dodatek sypie mi piaskiem w oczy. Bez przerwy mam kłody pod nogami. Mówiłeś nam, aby wyjść na swoją drogę życia, ale ja bez przerwy potykam się na niej. Wszystko sprzysięga się przeciwko mnie. Może powinienem wrócić do klasztoru? Może nie jestem gotowy?

- Jestem teraz bardzo zajęty – odparł mistrz – i nie mam specjalnie czasu, aby z tobą rozmawiać. Bardzo się spieszę, bo jest odpowiedni moment.

Mistrz był wyraźnie podekscytowany i krzątał się w pośpiechu po izbie, zbierając jakieś bambusowe patyki, rolując zwoje papieru i zwijając kłębek sznurka.

- Odpowiedni moment na co? – spytał uczeń.
- Na puszczanie latawca – z uśmiechem odparł mistrz. – Wieje mocny wiatr.

Uczeń był zaskoczony i rozczarowany. Jego mistrz idzie się beztrosko bawić, puszczać latawce, gdy on prosi o pomoc! Co za bezsens i głupota, a w dodatku lekceważy mnie.

- Chodź ze mną – powiedział mistrz. – To bardzo mądre i pouczające zajęcie – dodał, jakby odczytując myśli ucznia i dał mu ogromny kłębek sznurka do niesienia.

- Uważaj, nie poplącz i nie wypuść. – A sam wziął na plecy bambusy, papier i jeszcze jakieś elementy, które wydawały się uczniowi do niczego nieprzydatne.

Ociągając się uczeń ruszył za nim. Wyszli na wzniesienie. Mistrz rozrzucił bambusowe patyki i zaczął je starannie związywać według sobie tylko znanego porządku. Pewne części wsunął w otwory w papierze, coś dowiązał, coś przewiązał. Uczeń patrzył na to, jak na “czarną magię”. Nie widział celu, ani sensu w tym, co robi mistrz. Dla niego na ziemi cały czas leżała tylko kupa patyków i papieru. Mistrz dowiązał sznurek, część rozwinął i tę bezładną “kupę” ustawił pod wiatr.

- Gotowe. Stań tu, mocno trzymaj i powoli rozwijaj kłębek.

Wiatr, który rzeczywiście dął tęgo, uniósł misterną konstrukcję mistrza w powietrze. Uczeń trzymał sznurek i całą uwagę skupił na tym, żeby go nie wypuścić z ręki, podczas gdy wiatr szarpał gwałtownie.

- Patrz w górę! – krzyknął mistrz.

Uczeń spojrzał i zobaczył wspaniałego kolorowego, papierowego ptaka z długim ogonem, który majestatycznie szybował na tle przepięknych szczytów górskich. Widok był niesamowity.

- Zawsze patrz w górę, na szczyty. Ludzie nie potykają się o góry, ale o kretowiska. – uśmiechnął się ponownie. Czasami coś wydaje ci się bez sensu, niepotrzebne, do niczego nieprzydatne. Nie widzisz w tym celu. Ale potem nagle przyjdą odpowiednie warunki i wszystko nabiera sensu. Rozumiesz?

Uczeń zamyślił się: “A może puszczanie latawca nie jest do końca takim głupim zajęciem?” Z zamyślenia wyrwał go ostry głos mistrza.

- Dlaczego tak kurczowo trzymasz sznurek przy sobie? Dlaczego go więzisz? Pozwól mu się rozwinąć. Rozwijaj!

Latawiec wzbijał się wyżej, wyżej i wyżej, w miarę jak uczeń rozwijał sznurek. Dopiero, gdy był bardzo wysoko, prezentował się w całej swej krasie. Uczeń zrozumiał sens tej czynności i już był pewien, że puszczanie latawca może być źródłem wielu interesujących spostrzeżeń.

- Podoba ci się? – spytał mistrz.
- Tak, coś fantastycznego – szczerze odpowiedział uczeń, zapatrzony w niebo.
- A wiesz czemu latawce szybują tak wysoko? Bo napotykają silne przeciwne wiatry!


"Bajki Chińskie, czyli 108 opowieści dziwnej treści" Zbigniewa Królickiego

niedziela, 27 września 2009

Przypowieści chińskie - Prawdziwa wartość


Czy zastanawiałaś/eś się kiedykolwiek, dlaczego jest tak wiele "recept na życie"? A każda – pomimo że ma inną podstawę: filozofię, naukę religię czy nawet przesądy – jest podobno najlepsza i jedyna! Dlaczego prawie każdy przewodnik na „drodze życia” ma swoich zwolenników, którzy podążają według jego wskazówek, czasem w zupełnie przeciwnym kierunku niż inni? Dlaczego prawie każdy przewodnik jest pewny, że taka właśnie powinna być droga i tak właśnie powinno wyglądać życie?
Tradycyjna legenda chińska mówi, że wiedza o życiu, o jego pełni, sensie była podobno kiedyś jedna i spójna - jak paciorki korali zawieszone na nitce. Niestety, człowiek przez swoją nieostrożność rozerwał nitkę i koraliki potoczyły się do różnych miejsc, w różne rejony świata. Od czasu do czasu ktoś znajdzie jakiś zagubiony koralik i głośno krzyczy: "Znalazłem!" Jego okrzyk ma sens - z jego perspektywy. Jego teoria jest jednak tylko fragmentem całości.
Czasami ktoś znajdzie kilka koralików i wtedy sprawa jest bardzo poważna, bo próbuje je złączyć, ale brak mu nitki, która powiązałaby je w większą całość.
Bajki chińskie są pewną receptą. Pochodzi ona z Dalekiego Wschodu i była kształtowana przez wiele tysięcy lat. Zawiera wiele różnorodnych i bardzo głębokich idei. Zawiera wiele paciorków z rozerwanego sznura korali. Przez mistrzowskie poznanie życia łączy je wszystkie w jedną całość, zostawiając jednak na nitce miejsce również dla Twoich doświadczeń i osiągnięć. Nie musisz niczego zmieniać i odrzucać. Możesz dodać znaleziony przez siebie koralik do całości, stwarzając sobie optymalne warunki do powodzenia, harmonii, szczęścia i radości, do lepszego zrozumienia siebie i życia zgodnie z własnymi ideałami.


Poniższa historia pochodzi z tej oto książki - polecam!


"PRAWDZIWA WARTOŚĆ"

Przyszedłem do ciebie, mistrzu, bo mam ogromny osobisty problem. Czuję się tak mało dowartościowany, że wpadłem w depresję i nic mi się nie chce robić. Wszyscy mną pomiatają. Ciągle słyszę, że do niczego się nie nadaję, że nic mi dobrze nie wychodzi, że nic nie potrafię i jestem beznadziejny. Jak mam postępować, żeby to zmienić? Co mam zrobić, żeby ludzie mnie szanowali? – użalał się uczeń – Mówiłeś mi, że jestem zdolny i mądry, że będę „kimś”, ale to okazało się kłamstwem.
Mistrz był czymś wyraźnie zajęty i nie patrząc na niego, powiedział:
- Daj mi dzisiaj spokój, młodzieńcze. Jestem bardzo zajęty swoimi sprawami i nie mogę ci pomoc. Najpierw muszę dać sobie radę z własnym problemem.
- No, widzisz, ty też mnie ignorujesz – zauważył uczeń.
- Przyjdź może trochę później… - zastanowił się mistrz i dodał: – A może zechciałbyś mi pomóc? Mógłbym wtedy szybciej rozwiązać swój problem, i zająłbym się twoją sprawą
- Oczywiście, mistrzu – niepewnie odpowiedział młodzieniec obawiając się, że nie podoła zadaniu, a jednocześnie czując ponowne odrzucenie z powodu odsunięcia jego potrzeb na później.
- Mam do spłacenia dług. Do jutra muszę oddać jednego dukata – ciągnął dalej mistrz – a nie mam pieniędzy. To jest mój problem.
- Ja też nie mam i ci nie pożyczę – wtrącił szybko uczeń.
- No cóż, trudno. Ale możesz mi pomóc inaczej – powiedział mędrzec. Zdjął przy tym pierścień z małego palca lewej dłoni i podał go młodzieńcowi, mówiąc: - Weź konia ze stajni i pojedź na targ. Sprzedaj ten pierścień. Pamiętaj jednak, abyś wytargował za niego możliwie jak najwięcej, i nie zgadzaj się na cenę poniżej jednego dukata. Tyle mam oddać. Jedź i szybko wracaj z pieniędzmi.
Młodzieniec wziął pierścień, wskoczył na konia i pojechał na targ. Sprawa była tak prosta, że dziwiło go, iż mistrz nie może sobie z tym poradzić.
Na targu od razu zaczął oferować pierścień przy pierwszym napotkanym straganie. Handlarz patrzył i słuchał z zainteresowaniem do momentu, gdy uczeń wymienił cenę. Wtedy machnął lekceważąco ręką i odesłał go dalej. Inni kupcy reagowali podobnie. Kiedy tylko dowiadywali się, że chce sprzedać pierścień za dukata, wybuchali śmiechem, a niektórzy odchodzili. Najwięcej, ile młodzieniec mógł uzyskać to dwadzieścia pięć miedziaków.
Pewien stary kupiec, zapewne z litości, był na tyle miły, że podjął się trudu wyjaśnienia mu, iż jeden dukat ma o wiele większą wartość niż jego pierścień. Ale kończąc swój wywód, też się uśmiechał. Ktoś inny chcąc mu pomóc, zaoferował jednego srebrnika i worek ryżu, jednak młodzieniec, pamiętając pouczenia mistrza, nie przyjął oferowanej zapłaty. W miarę upływu czasu był coraz bardziej załamany. Zadanie wydało się nie do wykonania.
Zaproponował kupno pierścienia chyba ponad stu kupcom, ale na nic. Przygnębiony i zupełnie załamany swoim niepowodzeniem wsiadł na konia i odjechał. Dużo by dał za to, aby móc ofiarować mistrzowi dukata i uwolnić go od jego zmartwienia. Wtedy mógłby otrzymać radę i pomoc dla siebie. Podjechał pod chatę i wszedł do środka.
Mistrzu – powiedział – przykro mi bardzo, ale nie zdołałem uzyskać za pierścień żądanej przez ciebie sumy. Odwiedziłem prawie stu handlarzy i kupców. Najwięcej co mi oferowano, nie przekraczało wartości dwóch czy trzech srebrników. Ale wiesz co? Stopniowo traciłem zapał i nie przekonywałem kupców wystarczająco dobrze. Przecież to nie jest uczciwe i wręcz niemoralne. Jak można kogoś oszukiwać i żądać tak dużo? Mówić, że pierścień jest wart więcej, żądać za niego całego dukata, skoro wszyscy uważają inaczej?
- To co powiedziałeś, jest bardzo mądre i bardzo ważne, młody przyjacielu – odparł mistrz, uśmiechając się. – Rzeczywiście, powinniśmy najpierw poznać prawdziwą wartość pierścienia. Wsiądź jeszcze raz na konia i pojedź do starego jubilera na końcu miasta. Nikt lepiej niż on nie wyceni pierścienia. Powiedz, że ja cię przysyłam i że chcę sprzedać ten pierścień. Zapytaj go, ile jest wart i ile ci może zapłacić. Ale nie zważaj na jego propozycję kupna. Wróć z powrotem z pierścieniem.
Młodzieniec, bardzo niechętnie wsiadł z powrotem na konia i pojechał. Stary jubiler starannie badał klejnot w świetle oliwnej lampy, patrzył na niego przez lupę, ważył pierścień na wadze i coś liczył na kartce papieru. Odłożył lupę i powiedział: - Młodzieńcze, powiedz mistrzowi, że jeśli zależy mu na tym, abym od razu kupił pierścień, to nie mogę dać mu więcej jak siedemdziesiąt osiem dukatów.
- Siedemdziesiąt osiem dukatów?! – wykrzyknął młodzieniec, nie mogąc opanować zdziwienia. Reakcję tę jubiler chyba źle odczytał, bo szybko dodał:
- Tak, wiem że to mało. Z czasem moglibyśmy znaleźć dobrego kupca i dostać za niego około dziewięćdziesięciu… stu – poprawił się – dukatów. No, ale jeśli to pilne, to dzisiaj tylko tyle.
Młodzieniec był rozentuzjazmowany. Pędził na łeb na szyję do mistrza, by podzielić się z nim dobrą nowiną.
- Usiądź – powiedział spokojnie mistrz, wysłuchawszy go najpierw uważnie i ponownie nasuwając pierścień na mały palec lewej dłoni. – Ty również jesteś jak ten pierścień.


Jesteś skarbem, cennym klejnotem, jedynym w swoim rodzaju. Twoją wartość może oszacować tylko prawdziwy ekspert. Dlaczego wymagasz od życia, aby twą prawdziwą wartość odkrył obojętnie kto? Dlaczego budujesz własną wartość na podstawie opinii kogoś, kto się na tym nie zna? Pamiętaj, zawsze szukaj eksperta.

"Bajki Chińskie, czyli 108 opowieści dziwnej treści" Zbigniewa Królickiego

niedziela, 13 września 2009

Nie pracuj dla pieniędzy. Pracuj żeby się uczyć!


Pieniądze nie są w życiu najważniejsze, ale na liście rzeczy niezbędnych do życia znajdują się niebezpiecznie blisko tlenu.
Zig Ziglar

Dziś obiecany dalszy ciąg posta pt. Pokonaj siebie.

Postacią, która zwróciła moją szczególną uwagę jest Richard Devos.
Amerykanin holenderskiego pochodzenia. Wraz ze swoim przyjacielem Jayem Van Andelem stworzył międzynarodową korporację Amway. Historia rozwoju firmy, od jej skromnych początków do dzisiejszej światowej skali, uczyniła z życiowych dokonań jej twórców niemal legendę w kręgach przedsiębiorców oraz zapewniła im rozgłos i uznanie niemal na całym świecie.

Nie będziemy zajmować się samym Amway'em. Nie znam tematu "od środka", więc nie będę zabierał w tej sprawie głosu. Pragnę tylko dać wyraz mojemu ubolewaniu nad ludźmi, którzy piszą różne rzeczy, bo "tu coś usłyszeli, tam coś przeczytali w "Fakcie" lub zobaczyli w TV" i już są wielkimi "znawcami tematu", władnymi pisać i mówić co im tylko do głowy przyjdzie. To tylko taka dygresja, w związku z tym, co czasem znaleźć można w sieci... lub na ulicy.

Wracając do tematu - to co mnie urzekło, to przekaz jaki niesie ze sobą historia Richarda Devosa. Sam Devos opisuje to tak:

Kiedy byłem młody, wykonywałem wiele dorywczych prac, żeby zarobić na swoje wydatki: grabiłem liście, odgarniałem śnieg, podejmowałem się wszystkiego, co tylko mogłem znaleźć dla siebie do roboty. Mój dziadek dostarczał ludziom do domów świeże warzywa i owoce. Często zostawiał mi trochę towaru, żebym mógł go sprzedać i zarobić parę groszy. Później, w szkole średniej, pracowałem na stacji benzynowej.” „Tato powtarzał mi ciągle dwie rzeczy. Po pierwsze, przekonywał mnie, żebym nigdy nie mówił „nie da się”. Mój ojciec głęboko wierzył w moc osobistego wysiłku. Ilekroć słyszał z mych ust — kiedy byłem dzieckiem — zwrot: „Nie mogę”, mawiał: „Nie ma takiego słowa, jak »nie mogę« — i jeśli je raz jeszcze usłyszę z twoich ust, wybiję je z ciebie pasem”. Nigdy tego nie robił, ale ja nigdy nie zapomniałem tej przestrogi.
Słowa
»nie mogę« zawsze przeszkadzały mi w zrobieniu czegoś, a ojciec zazwyczaj pokazywał mi, że jest sposób na to, co wydawało mi się nie do zrobienia. Druga rada dotyczyła rozpoczęcia samodzielnego biznesu. Tato niemal całe życie pracował jako sprzedawca i stracił pracę nie ze swojej winy, kiedy byłem młody. Uważał, że posiadanie własnej firmy (przedsiębiorstwa) pozwala człowiekowi być panem własnego losu.

To jest wskazówka dla nas, dorosłych, jak postępować z dziećmi.
Słowa mają magiczną moc, więc uważajmy na to, co mówimy - szczególnie dzieciom - bardzo podatnym na sugestie. Osobiście jakiś czas temu przestałem mówić do mojego Siostrzeńca "Nie dasz rady", "Nie uda Ci się", "Tego się nie da zrobić". Pomyśl, jak zmieniłoby się Twoje życie, gdybyś nigdy nie usłyszał takich słów!
Zamiast tego staram się pokazać, jak może to osiągnąć lub jeśli w danej chwili nic nie przychodzi mi do głowy, to chociaż wspieram go w jego dążeniach.


Nie pozwól facetom wylegującym się co wieczór na kanapie i gapiącym się w telewizor wmówić sobie, że życie jest beznadziejne. Jeśli tli się gdzieś w tobie płomyk nadziei, podziękuj za niego Bogu i wykorzystaj tę siłę. Nikomu nie pozwól jej zdławić.
Richard Devos
Swoje słowa Devos kieruje w szczególności do dzieci i młodzieży:

Najważniejszą radą, jakiej mogę udzielić dziś młodym ludziom jest to, żeby pamiętali, że są dziećmi Boga, że są wielką wartością i kryją w sobie wielkie możliwości Powinni zatem stawiać sobie pewne cele i pracować dla ich osiągnięcia. Na początek mogą to być cele na krótką metę, ale zawsze trzeba dążyć do czegoś, że by móc dać z siebie wszystko, na co cię stać. Czy będą to lepsze stopnie, czy miejsce w drużynie sportowej, czy cokolwiek innego, staraj się mądrze wykorzystać swoje naturalne uzdolnienia i czas, żeby ten cel osiągnąć. Potem postaw sobie kolejny cel. Sukcesu w życiu nie osiąga się jednym olbrzymim krokiem. Składa się on z wielu kolejnych kroków, mniej lub bardziej pomyślnych Ale każdy z nich to zdobywanie doświadczenia pozwalającego na wykonanie następnego kroku!


Ludzie, którzy stawiają sobie mierne cele życiowe, zazwyczaj osiągają to co zamierzali: nie dążą do niczego i niczego nie zdobywają.
Richard Devos


Więcej o tej postaci oraz 30 innych o których wspominałem tydzień temu znajdziesz w tej publikacji >>>Kliknij<<<

Znajdź swojego Mentora i zacznij go naśladować, a w końcu znajdziesz się tam gdzie on. Kopalnia inspiracji i pozytywnej energii. Polecam.


Obiecałem również, że spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie:

W jaki sposób oni do tego doszli?

Odpowiedź znalazłem przeszło rok temu u Roberta Kiyosaki, który w książce Szkoła Biznesu napisał:
Jeśli chcesz odnieść sukces w życiu, musisz nauczyć się tego, jak sprzedawać. Spójrz tylko na realny świat. Politycy, którzy wygrywają wybory, to świetni sprzedawcy. Najwięksi liderzy religijni, to także świetni sprzedawcy. Najlepsi nauczyciele, to jednocześnie najlepsi sprzedawcy. Dzieci to urodzeni sprzedawcy.
Czy rozumiesz, co mam na myśli? Tutaj znajdziesz nieco dłuższy tekst na ten temat.
Prawda jest taka, iż wszyscy pracują w sprzedaży. Czymkolwiek byś się zajmował, potrzebujesz zdobywać klientów i sprzedawać.
Jay Abraham

Nikt nie zostanie dobrym sprzedawcą, jeśli nie będzie żywił pragnienia, gorącego pragnienia zdobycia czegoś. Jeśli wiesz, czego pragniesz, twe dążenia nabierają siły — chcieć to móc.
Joe Girard

...i najważniejsza rada od Roberta Kiyosaki:
Nie pracuj dla pieniędzy. Pracuj żeby się uczyć!


Powodzenia w drodze na szczyt :)

niedziela, 6 września 2009

Pokonaj siebie

Szukając inspiracji natrafiłem na książkę Piotra Rosika oraz Wojciecha Rudnego pt. OD ZERA DO MILIONERA. INSPIRUJĄCE HISTORIE LUDZI, KTÓRZY OSIĄGNĘLI SUKCES
"Przypadek" sprawił, że dzisiejszy pos
t łączy się doskonale z poprzednim, będąc jego kontynuacją (a właściwie rozwinięciem części dotyczącej pieniędzy).
Jeśli chcesz poznać pasjonujące historie
twórców takich sieci jak Hilton, McDonald's, Walt Disney i wielu innych, to ZAPRASZAM.

Wielu ludzi tłumaczy się, że nie mogą zostać milionerami, ponieważ mają w życiu różnego rodzaju przeciwności i problemy, które wstrzymują ich drogę do bycia bogatym. W tej książce poznasz historie ludzi, na których drodze również pojawiły się różne przeszkody.
Wszyscy z przedstawionych milionerów swój sukces osiągali od całkowitego zera. A to znaczy, że potrafili zbudować swoje fortuny, mimo że:
  • Nie mieli pieniędzy – Bill Bartman (jeden z najbogatszych ludzi Ameryki) był tak biedny, że przez lata korzystał z darmowej żywności rozdawanej dla ubogich w różnych ośrodkach. Takich przykładów są dziesiątki.
  • Nie mieli wykształcenia – Michael Dell (twórca firmy komputerowej Dell) porzucił studia, aby zająć się rozwojem swojej firmy. W ciągu dwóch lat zaczęła ona mieć już miliony dolarów obrotu.
  • Byli obcokrajowcami w nowym kraju – Arystoteles Onassis w wieku 17 lat wyjechał z domu, biorąc tylko walizkę i 450 dolarów. Po wielu latach był jednym z największych armatorów na świecie.
  • Nie mieli wsparcia od rodziny – Joe Girard, najlepszy sprzedawca samochodów na świecie, przez całe swoje dzieciństwo był maltretowany i bity przez swojego ojca. Zdarzyło się nawet, że trafił do więzienia za kradzież w sklepie.
  • Żyli trudnych czasach kryzysu – Conrad N. Hilton, twórca sieci ekskluzywnych hoteli "Hilton", przetrwał trudny dla branży hotelowej „wielki kryzys” w latach dwudziestych XX wieku, który wielu z jego konkurentów doprowadził do bankructwa.
  • Ponosili porażki – Raymond Albert Kroc, założyciel sieci restauracji McDonald's, zanim stworzył swoje największe dzieło, próbował otwierać inne restauracje, ale bez powodzenia.

Poświęćmy trochę więcej uwagi postaci Ray'a Kroc'a. Robert Kiyosaki często przywołuje postać Ray'a pisząc mniej więcej tak:
Czy potrafisz zrobić hamburgera, który będzie smakował lepiej niż ten od McDonalda? Większość ludzi potrafi - nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Ale czy samo to, że potrafisz robić nawet o WIELE lepsze hamburgery sprawi jednak, że będziesz w stanie je sprzedawać? Niestety, nie… A już na pewno wątpliwe, że w wyniku robienia świetnych hamburgerów staniesz się właścicielem wielkiej korporacji.
Warto sobie uprzytomnić, że McDonald's jest liderem na rynku hamburgerów bo maja najlepszy SYSTEM sprzedaży hamburgerów (i system sprzedaży samej franczyzy).
To wszystko zawdzięcza McDonald's właśnie postaci Ray'a Kroc'a.

Urodzony w 1902, zmarł w 1984. Amerykański handlowiec i przedsiębiorca polsko-czeskiego pochodzenia (nazwisko w oryginale brzmiało Kroć lub Kroczewski). Założyciel McDonald’s Corporation. Zaczynał karierę w Lily Tulip Cup Company. Przez 17 lat pracował jako akwizytor (sprzedawca papierowych kubków) oraz pianista w rozgłośni radiowej. W końcu odkrył multimikser Earla Prince’a (nowe urządzenie do robienia koktajli). Porzucił intratną posadę w Lily Tulip i rozpoczął karierę jako wspólnik Prince’a. Podróżował w interesach po całym kraju i sprzedawał wynalazek wspólnika. W tym czasie myślał o założeniu własnej restauracji, podejmował nawet próby uruchomienia własnego biznesu, ale bez powodzenia. W końcu 15 kwietnia 1955 r. otworzył pierwszą restaurację McDonald’s (pomysł braci Dicka i Maca McDonaldów) w formie franczyzy. Specjalnością restauracji były hamburgery i koktajle podawane klientowi w 50 sekund, a wyróżniały ją spośród innych surowe standardy Kroca (wyrażane w sloganie: Quality, Service, Cleanliness and Value), które zapewniły wysoką jakość jej gastronomicznych usług. W końcu Ray odkupił McDonald’s od właścicieli i rozbudował firmę do rozmiarów międzynarodowej korporacji. Współpracowników i menedżerów dobierał spośród salesmanów — ludzi opłacanych od efektów swojej pracy; cenił w nich odwagę, bo zarabiali tyle, ile wypracowali — bez żadnej „siatki ochronnej”. Takim też człowiekiem przez całe swoje życie był Ray Kroc (zmarł 14 stycznia 1984 roku).

Myśli:
● Wierzyłem zawsze, że każdy człowiek tworzy własne szczęście i jest
odpowiedzialny za swoje kłopoty.
● Definicja umiejętności sprzedaży — to delikatna sztuka pozwalania
klientowi zdobyć to na twój sposób.
● Jesteś zielony — i rośniesz, czy dojrzały — i gnijesz?
● Jeżeli pracujesz tylko dla pieniędzy, nigdy tego nie zrobisz, jeśli jednak
kochasz to, co robisz, i zawsze stawiasz klienta na pierwszym
miejscu, sukces będzie twój.
● Jesteś tak dobry, jak ludzie, którzy pracują dla ciebie.
● Jeśli nie ryzykujesz, wylecisz z biznesu.
● Szczęście jest dywidendą potu. Im więcej się pocisz, tym szczęśliwszy
się stajesz.
● To łatwe mieć zasady, kiedy jesteś bogaty. Ale ważną rzeczą jest mieć
zasady, kiedy jest się biednym.
● Nie wymyśliłem hamburgera. Tylko potraktowałem go poważniej niż
ktoś inny...
● Podchodzimy do biznesu hamburgera poważniej niż ktoś inny.
● Miałem 52 lata. Miałem cukrzycę i początkowy artretyzm. Usunięto
mi pęcherzyk żółciowy oraz większość tarczycy... ale byłem przekonany,
że najlepsze przede mną.
● Wierzę w Boga, rodzinę i McDonald’s. Kiedy pracuję, odwracam tę kolejność.
● Żeby odnieść sukces: bądź pierwszy, bądź śmiały, bądź inny.


Przy okazji pozdrowienia dla menedżerki Naty.

P.S.1 Jestem zdecydowanym przeciwnikiem jedzenia w McDonald's! Obejrzyj np. to:




Opisałem tylko postać Raymonda Kroc'a, ponieważ jest niezwykła.
P.S.2 W następnym poście spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie: "W jaki sposób oni do tego doszli?" oraz przybliżę postać, która wg. mnie jest najbardziej inspirująca.