środa, 26 września 2012

Geoarbitraż


Zarabiać w Polsce, a żyć w domu na plaży w Tajlandii? To nie jest niemożliwe. Dzięki wynalazkowi o nazwie geoarbitraż.


Gdy moi znajomi brali kredyty mieszkaniowe na setki tysięcy złotych i kupowali kolejny samochód, ja stwierdziłem, że czas skończyć z niewolniczym etatem. 60-metrowe mieszkanie w Warszawie wynająłem za 2,5 tys. zł miesięcznie. Co miałem, spieniężyłem, by mieć gotówkę na bilet lotniczy oraz wydatki, i postanowiłem wyjechać z Polski – opowiada Piotr, 32-letni, grafik komputerowy, który już od trzech lat mieszka w Tajlandii. Stały dochód z wynajmu mieszkania w Warszawie zapewnia mu życie w warunkach, na jakie w Polsce musiałby bardzo ciężko pracować. Ale nie jest na wakacjach. On pracuje. Tylko zamiast siedzieć przy biurku w drukarni na przedmieściach Warszawy, rozkłada laptop w swojej chacie na wyspie Phuket w Tajlandii.

Wynajęcie domu z widokiem na morze i wyposażonego w telewizję oraz internet w jednym z najbardziej popularnych miejsc Tajlandii kosztuje go niespełna 1 tys. zł. Po odliczeniu wydatków na życie i rozrywki wciąż zostaje mu w kieszeni tyle, że nie musiałby pracować. Zlecenia pracy z Polski przyjmuje dla przyjemności, bo masowanie się orzechowym masłem przy akompaniamencie szumu fal znudziło mu się już po kilku miesiącach. Dla takich jak on w Tajlandii powstała nowa branża: obsługa „bogatych inaczej". Kim są? To Europejczycy i Amerykanie, którzy postanowili przeprowadzić się do krajów, gdzie ich przeciętne dotąd dochody pozwalają na dostatnie życie. Wynalazek pracy zdalnej, przez internet, pozwala, aby wciąż pracowali jako prawnicy, księgowi, analitycy giełdowi czy specjaliści IT, ale „amerykańskie zarobki” w zestawieniu z azjatyckimi kosztami życia pozwalają im oszczędzać tysiące dolarów, podróżować bez końca i korzystać z wszystkiego, co planeta ma do zaoferowania. Szacuje się, że w południowo-wschodniej Azji tak urządziło się już 200 tys. Amerykanów.

– Ludzie nie chcą być milionerami, chcą tylko doświadczyć tego, na co do niedawna stać było wyłącznie milionerów. Problem sprowadza się do tego, jak prowadzić styl życia milionera, nie mając na koncie miliona – zastanawia się Timothy Ferriss, amerykański przedsiębiorca i autor bestsellera „4-godzinny tydzień pracy". W książce pisze, że odpowiedzią jest geoarbitraż: zarabianie w kraju o wysokim standardzie życia, a wydawanie w kraju o standardzie niższym. „Zabawa przynosi największe zyski, gdy zarabiasz w dolarach, wydajesz w pesetach, a wynagrodzenia płacisz w rupiach” – pisze Ferriss. Osobiście doprowadził zasady geoarbitrażu do perfekcji. Swoją firmę prowadzi przez internet, pomieszkując przy tym za grosze w najtańszych krajach świata. Najbardziej pracochłonne zajęcia zleca swoim asystentom w Indiach. Dzięki temu znalazł czas i pieniądze, by okrążyć kulę ziemską (...).

Także dla Polaków Najwięcej korzyści geoarbitraż przynosi mieszkańcom najbogatszych krajów, np. Amerykanom, Kanadyjczykom, Australijczykom czy mieszkańcom zachodniej części Europy, bo za ich wynagrodzenie w przeliczeniu na dolary można kupić znacznie więcej niż za wynagrodzenie w Polsce (średnio 800 dolarów miesięcznie netto). Co nie znaczy, że geoarbitraż Polakowi się nie opłaci. Według serwisu CNN Money najtańsze na świecie miejsca, gdzie do komfortowego życia wystarczy mniej niż 500 dolarów miesięcznie, to Kambodża, Filipiny, Tajlandia, Kostaryka i Urugwaj. Posiłek w restauracji można tam zjeść za 2-3 dolary, paczka papierosów czy szklanka piwa to mniej niż dolar.

„To mógłby być Twój dom". „Dziś jest ostatni dzień z reszty Twojego życia” – tak widok z wyspy Phuket reklamują tajlandzkie firmy wyspecjalizowane w obsłudze młodych emerytów z Zachodu. Kancelaria Siam Legal już za jedyne 399 funtów oferuje załatwienie wizy emerytalnej pozwalającej na stały pobyt w Tajlandii. Warunki: ukończone 50 lat życia, stałe dochody i konto w tajlandzkim banku. Firma Retire Asia przygotowała rozszerzony pakiet usług dla tych, którzy oprócz leniuchowania pod palmą zechcą robić coś więcej: pracować przez internet, pilnować spraw w kraju, inwestować swoje pieniądze na giełdzie czy dorabiać jako nauczyciele angielskiego.

– Tajlandia będzie dla Polaków dość tanim krajem – uważa Janusz Koniak, mieszkający w Bangkoku szef biura podróży Ultima Travel. – Posiłek w restauracji kosztuje około 1,5 dolara, a w niezłej restauracji z kuchnią europejską ok. 6 dolarów. Ceny owoców są śmieszne – od ćwierć dolara za porcję ananasa do 1 dolara za kilogram mandarynek czy bardziej egzotycznych mango i rambutanów – wylicza.

Według wyliczeń Banku Światowego dotyczących kosztów życia w różnych krajach ze swoją pensją lub emeryturą moglibyśmy pokusić się też o zamieszkanie w krajach nieco droższych: na Malediwach, w Argentynie, Urugwaju, Brazylii, Panamie, na Filipinach albo Sri Lance.

Rodzina w komplecie

Irlandczyk Benny Lewis już od siedmiu lat prowadzi żywot obieżyświata. Był w blisko 20 krajach, a jednocześnie pracuje jako tłumacz (zna 11 języków). Za tłumaczenia bierze honoraria na standardowym poziomie zachodnim. Pracę przyjmuje i wysyła za pośrednictwem internetu. Problemem nie są także płatności. Zleceniodawcy przelewają pieniądze na jego konto bankowe, a on wypłaca gotówkę w dowolnym bankomacie na całym świecie. Część jego klientów nie zdaje sobie sprawy, że kontaktuje się z osobą pracującą w biurze pod palmą. Benny wykupił usługę, która połączenia z jego stacjonarnego numeru przekierowuje na internetowy komunikator. – Jeżeli możesz pracować z domu, dlaczego nie może to być dom na drugim końcu świata? – pyta Ben.
Geoarbitraż to rozwiązanie nie tylko dla singli i buntowników. Amerykanin Chuck Holton zdecydował się na przeprowadzkę do Panamy wraz żoną i piątką dzieci. Dzięki znacznie niższym kosztom życia przez rok udało mu się zgromadzić oszczędności i spłacić kredyt hipoteczny. – Zorganizowanie sobie pracy w ten sposób wymaga sporej inwencji, ale jest możliwe także na polskim rynku pracy – twierdzi Jakub Poddany, dyrektor w międzynarodowej firmie rekrutacyjnej Hays. Wprawdzie w Polsce oferty stałej pracy, gdzie pracodawca nie potrzebuje pracownika fizycznie w biurze, są rzadkością, ale popularność pracy wykonywanej przez internet rośnie. – W sposób zdalny mogą pracować tłumacze, księgowi, prawnicy, analitycy i konsultanci z różnych dziedzin – dodaje menedżer.

Wojciech Grzelak, 49-letni przedsiębiorca z Żywca, przez kilka lat kierował swoją firmą z chaty w Górnoałtajsku na Syberii. Będąc szefem wydawnictwa wydającego książki dla dzieci, jak zwykle przeglądał korektę, akceptował projekty nowych publikacji, pilnował finansów firmy. Odległość ograniczyła kontakty z przyjaciółmi w Polsce, ale na Syberii też zawarł sporo przyjaźni. Uciążliwy był brak niektórych towarów w sklepach. Polskie jabłka kosztowały tam 2 zł za sztukę. Drogie i niedobre były wędliny oraz konserwy. – Pożyczałem gazika od sąsiada i tak jak miejscowi jechałem do lasu na polowanie. Po paru tygodniach wracałem z zapasem mięsa. W jednym z pokojów urządziłem spiżarnię – wspomina Grzelak. – Myślałem o budowie domu, ośrodka turystycznego i przeprowadzeniu się w góry na stałe. Zmienił się jednak klimat polityczny, byłem traktowany coraz bardziej podejrzliwie i pojawiły się problemy z wizą. W końcu bilans zaleti wad mieszkania na Syberii zmienił się na ujemny i wróciłem – opowiada.

Mikrogeoarbitraż

Decyzja o wyjeździe przychodzi o wiele łatwiej, kiedy przeprowadzka dotyczy kraju bliskiego kulturowo. Niemiec zarabiający w swoim kraju, ale mieszkający w Polsce korzysta finansowo na różnicy w kosztach życia. Jednocześnie jest mu łatwiej, bo żyje w tym samym kręgu kulturowym. Polacy bez problemu mogą korzystać z geoarbitrażu, przeprowadzając się do Rumunii, Bułgarii lub Czarnogóry. – Przeprowadzka na egzotyczne Filipiny z pewnością nie jest rozwiązaniem dla każdego. Na jakość życia poza warunkami mieszkaniowymi składają się również takie elementy, jak dostęp do kultury i dóbr konsumpcyjnych, oferta edukacyjna – mówi Gabriela Jabłońska, socjolog i analityk rynku pracy firmy Sedlak & Sedlak.

Jeśli nie chcemy wywracać życia do góry nogami, to korzyści geoarbitrażu możemy sprawdzić w mniejszej skali. Już dziś wiele osób mieszka i pracuje w relatywnie tanich miastach, jak Radom, Olsztyn czy Łódź. Wiążąc się z pracodawcą z Warszawy, zarabiają więcej, a wydają mniej na życie. To sposób na zgromadzenie sporych oszczędności – podpowiadają eksperci.

źródło: WPROST

PS. Z tematem Geoarbitrażu nieodłącznie wiąże się książka Tima Ferrissa, 4-godzinny tydzień pracy.
Czytaliście o niej tutaj lub tutaj

Brak komentarzy: